Byłem kilkanaście dni temu w Berlinie. Co najbardziej rzuciło mi się w oczy? Nie, nie zabytki, stadion olimpijski, czy mur Berliński. Największe wrażenie zrobiły na nie ścieżki rowerowe, biegacze, kluby fitness i atmosfera fit…
To wszystko widać i czuć praktycznie w każdym większym mieście na zachodzie Europy, które miałem okazję zobaczyć na żywo. Poczuć jego klimat i zobaczyć, że fitness to nie tylko puste frazesy. Bo przecież, gdy przejdziemy ulicami Warszawy, Łodzi czy Gdańska, to klubów fitness tam nie brakuje. Problem w tym, że większość z tych klubów to typowy biznes, ale uprzedzając. Nie mam pretensji do ich właścicieli. Mam za to sporo roszczeń do władz miast, do władz Polski.
Wiele mówi się o tym, że wychowanie fizyczne stoi w naszym kraju na bardzo słabym poziomie. Nie od dziś wiadomo, że profesjonalny sport w Polsce to mrzonka. Nastolatkowie, którzy nie wykazują odpowiedniego talentu, uprawiając sport po prostu szkodzą swojemu zdrowiu. Nikt ich nie uczy tego, w jaki sposób radzić sobie z samym sobą, z problemami, z presją.
Brakuje bodźców, które byłyby w stanie rozwijać nas samych w kierunku ludzi zdrowych i aktywnych fizycznie. A w Berlinie? Tam nie tylko widać kluby fitness w wielu miejscach. Tam widać zupełnie inną mentalność. Chcę biegać, to biegam po centrum miasta. Chcę jeździć na rowerze? Też nie ma problemu. Masa wypożyczalni, ścieżek rowerowych, a ilość rowerów przyczepionych do słupów w różnych punktach miasta po prostu szokuje.
Krótko. Chciałbym, by było. By ludzie nie wstydzili się bycia aktywnymi…
Dodaj komentarz