Nowoczesne urządzenia do tworzenia wszelkiego rodzaju pomiarów zyskują na popularności. Pamiętam jak nieco ponad rok temu strasznie jarałem się wagami Withings. Dzisiaj sam testuje podobne urządzenie i jestem pewny, że mimo jego ceny warto nabyć ją samemu.
Dlaczego warto? Zanim przejdę do specyfikacji technicznej, aplikacji i sposobu działania urządzenia, kilka słów o motywacji. Wielu z nas boi się stanąć na wadze. Strach ma różny wymiar. Niektórzy nie chcą tego zrobić, bo boją się, że zobaczą zbyt wielką liczbę. Inni boją się tego samego, tylko że w odwrotny sposób. Wejdą na wagę i ta wskażę za mało. Jedni chcą schudnąć, drudzy nabrać masy. Różni ich wszystko, tylko nie to jedno. Dla nich waga jest wrogiem. A przecież może być przyjacielem. Może być najlepszą motywacją.
Sam nigdy nie przywiązywałem do tych urządzeń wielkiej – o ironio – wagi, aż do momentu gdy ta pokazała blisko 105 kilogramów. Ja, chłopak, który jeszcze w liceum był tzw. szczypiorem, ważyłem teraz tyle co mistrzowie boksu wagi ciężkiej, którzy już dawno odeszli na emeryturę. Mimo, że nie czułem się źle, to ta masa zaczęła mi przeszkadzać. Stwierdziłem, że koniec z tym. Trzeba wziąć się w garść i zacząć robić coś ze swoim życiem. Tak powstał pomysł stworzenia RuszamySie.pl.
Dlaczego o tym w ogóle wspominam? No cóż. Gdybym dziś miał takie urządzenie jak waga iHealth to z pewnością łatwiej byłoby mi wziąć się w garść. Wbrew pozorom waga może być genialnym czynnikiem motywacyjnym. Oto kilka argumentów, broniących moją tezę:
1. Droższy sprzęt (waga iHealth kosztuje około 400 zł) będziemy traktować jako ten, który ma zawsze rację. Tanie wagi często podają złe wyniki. W przypadku iHeath możemy być pewni, że te będą wyjątkowe dokładne.
2. Wygląd i estetyka. Wagi, które możemy spotkać w sklepach są z reguły po prostu brzydkie. Rzadko kiedy zdarza się taka, od której nie odwrócimy wzroku. W przypadku iHeath jest zupełnie inaczej. Ta waga to nie tylko zapychacz szafek, ale także świetny element wystroju. Wygląda po prostu wybornie, a uroku dodaje jej fakt, że jest wykonana ze świetnych materiałów. Wszyscy znajomi, którzy wpadali do nas w odwiedziny nie mogli uwierzyć, że to co leży na podłodze to tylko waga.
3. Integracja z aplikacją mobilną. To co jest siłą wagi iHealth to fakt, że można zintegrować ją z dedykowaną aplikacją dostępną na najpopularniejsze systemy mobilne. Dzięki niej możemy zsynchronizować swoje wyniki, a następnie uzyskać dostęp do nich z każdego miejsca na ziemi. Niby nic, ale gdy codziennie mogę zobaczyć swoja wagę z poprzedniego dnia, to z automatu siedząc w restauracji myślę o tym, by nie zjeść za dużo.
4. Szczegółowe wymiary. iHealth poda nam nie tylko wagę, ale również procent tkanki tłuszczowej, masę kości i inne parametry. Wszystkie dane zostaną następnie wyświetlone w aplikacji i pokazane w przejrzystej formie za pomocą wykresów i tabel.
Tyle jeżeli chodzi o motywacyjne cechy tego urządzenia. Co warto wiedzieć poza tym? Spójrzcie na zdjęcia poniżej.
Widać na nich to, o czym pisałem powyżej. Waga wizualnie prezentuje się bardzo dobrze, aczkolwiek ja w dalszym ciągu wolę design Withings. Mimo to, jakość wykończenia poszczególnych elementów, opakowanie i ekosystem robią wrażenie.
No właśnie. Ekosystem iHealth to nie tylko waga. To także urządzenia do pomiaru ciśnienia, pulsu, monitorowania aktywności i snu, a całość możemy zintegrować z RunKeeperem czy też Evernote. Wtedy mamy pełny podgląd naszego organizmu. Ja niestety testowałem tylko wagę, ale domyślam się, że już wkrótce tego rodzaju sprzęt będzie codziennością. Z resztą rosnąca popularność takich gadżetów jak Jawbone mówi sama za siebie.
Z jednej strony jest to trochę przerażające. Zewnętrzne firmy będą miały pełny dostęp do naszego stanu zdrowia i będą mogły sprzedawać te dane np. firmom ubezpieczeniowym. Z drugiej jednak strony, taka jest przyszłość. Technologia coraz mocniej będzie ingerować w nasze życie, a to jak ją wykorzystamy, zależy już tylko od nas.
Za możliwość przeprowadzenia testu dziękujemy firmie Medica 91 Sp.J.
Dodaj komentarz