Impossible is nothing! Kiedy oglądamy zawody triathlonowe, w szczególności podziwiamy płeć piękną. Kobiety należą do mniejszości, która startuje w tego typu dyscyplinie sportowej. Dlaczego?
Bo jest to trudne i wyczerpujące? Być może, lecz mimo to następuje wzrost zainteresowania wśród pań startami na zawodach, poprzedzonymi długimi, mozolnymi treningami trzech dziedzin sportu.
Początki
– Mam, co prawda, wielkie wątpliwości, co do tego, czy jestem odpowiednią osobą do Twojego reportażu – śmieje się Magdalena Czajkowska, mieszkająca w Trójmieście. Mama dwuletniej Julki. Pracuje w skandynawskiej firmie. – Przede wszystkim jestem matką. Do tego praca, dom i żłobek. Wszystko rozstrzelone po skrajnych punktach Trójmiasta. Nie mam blisko rodziców – ani swoich, ani męża. Czyli brak czasu, brak możliwości zostawienia Julki pod opieką. Wniosek? Triatlon powinien być dla mnie absolutną abstrakcją.
Magda mieszka niedaleko lasu, do którego – jak mówi – wskakuje w wolnych chwilach, których jej brakuje. Tak samo ma z basenem. O rowerze może tylko pomarzyć.
– Gdy Paweł, mój mąż, wkręcił się w triatlon, zaczął i mnie namawiać do tej zabawy – wspomina. – Byłam nastawiona do tego pomysłu bardzo sceptycznie. Oboje nie mieliśmy warunków fizycznych do tego, żeby uprawiać ten sport. Jesteśmy zapracowani, więc uważałam, że to wręcz głupi pomysł. Paweł jednak w to brnął i przekonał mnie, że by wziąć udział w triatlonie, niekoniecznie trzeba być zawodowcem.
Elżbieta Mzyk, również matka, obecnie w ósmym miesiącu ciąży, tak wspomina swoje początki ze spotem, a potem triatlonem:
– Ze sportem związana jestem odkąd pamiętam. W podstawówce ścigałam się ze wszystkimi i o wszystko. Na studiach, w ramach zaliczenia, pływałam. Udało mi się dostać do sekcji AZS UW, pod skrzydła trener Ewy Kosmol. Myślę, że dzięki niej nauczyłam się pływać. Wcześniej nie pływałam prawie w ogóle. Co dalej? – zastanawia się Ela. – Pierwszy raz pobiegłam w Run Warsaw i pięć kilometrów biegłam 35 minut. O zgrozo! Lecz później nastąpił progres. A triatlon? – pyta wręcz retorycznie. – W moim życiu pojawił się naturalnie. Wystarczyło połączyć wszystkie dyscypliny, które uprawiałam najczęściej.
Ten pierwszy raz
Wykształcone, piękne, z pasją i błyskiem w oku. Szeroki uśmiech na twarzy. Zadowolenie. Z daleka widać, że dla niech, kobiet uprawiających triatlon, nie ma rzeczy niemożliwych. A kiedy zaczęła się ta prawdziwa, wciągająca, pełna emocji przygoda?
– Pierwszy raz w triatlonie wystartowałam na zawodach z serii MTB Triathlon Tour dwa lata temu – wspomina Ela.
– Miałam wtedy tylko rower górski, więc nie miałam wyboru. Najbardziej z zawodów pamiętam pływanie – śmieje się. – To była walka. Ktoś podbił mi oko, kopnął… I tak mi się podobało i wiedziałam, że to jest to!
– Swój pierwszy triatlon zaliczyłam pół roku po porodzie – mówi Magda. – Biegałam po dwóch miesiącach od urodzenia Julki. 20 minut biegu wykańczało mnie totalnie, taką słabą miałam kondycję. A rower? W ogóle nie jeździłam! Przed startem potwornie się bałam. Jestem typem, który nie lubi się męczyć – śmieje się z tego, co mówi. – Ale satysfakcja, jaką miałam po ukończeniu ostrzyckiego triatlonu MTB, była niesamowita i wiedziałam, że będę chciała jeszcze!
Trening
Triatlon jest wymagającym sportem pod względem wygospodarowania czasu na treningi wszystkich trzech dyscyplin. A jak to jest z naszymi triatlonowymi kobietami?
– W zasadzie, praktycznie – nie mam czasu – wyznaje Magda. – Praca, dom, córka. Ale jak wiadomo – dla chcącego, nic trudnego. Las mam blisko. W weekendy mogę pobiegać. Ratuje mnie też bliskość basenu. Rower wciąż czeka na ratunek… Zdecydowałam się na drugi start w zawodach w Wińcu i zaliczyłam je tak trochę z marszu. Oczywiście planowałam przygotować się sumiennie, jednak życie zweryfikowało moje plany. Dałam radę. Ogromna satysfakcja – o to chyba w tym wszystkim chodzi?
– Jeżeli chodzi o przygotowanie do zawodów triatlonowych, to mogę coś powiedzieć, jak wygląda mój tydzień – dzieli się doświadczeniem Ela. – Trzy razy w tygodniu biegam po pracy. Kiedy biegam, to przy okazji staram się łączyć z rowerem, czyli 6 km biegu, 10 – 20km roweru, szybko zsiadam i biegnę 3 km. Chodzi o łączony trening duathlonowy, dzięki któremu nie mam problemów z biegiem, nawet jak solidnie się skatuję na rowerze. Jest to bardzo ważny element, dzięki któremu nie masz na zawodach tri lub dua tak zwanych betonowych nóg. Basen odwiedzam 3 razy w tygodniu, chyba, że mam możliwość popływać w otwartej wodzie. Zaglądam chętnie na Agrykolę – biegam interwały i podbiegi. Co najmniej jeden dzień robię sobie odpoczynku. Teraz jest to dla mnie szczególnie ważne. W lutym zostanę drugi raz mamą. Truchtam, ale coraz wolniej. Ostatni start, to Praska Dycha. Może uda mi się pobiec Bieg Mikołajowy na Żoliborzu.
Sprzęt
Trzy dyscypliny, trzy razy więcej sprzętu. Do pływania pianki, okulary. Do roweru (prócz niego samego, który często jest specjalistyczny) odpowiednie ubranie, a do biegu – wygodne buty. Rzeczy potrzebne, czy gadżety?
– Triatlon jest moją pasją – przyznaje Ela. – Ale do gadżeciarzy nie należę. W tym roku dopiero udało mi się nabyć szosówkę, starą Kogę. Może Mikołaj przyniesie mi pod choinkę do niej buty? – zastanawia się z uśmiechem.
– Na piankę wciąż szkoda mi pieniędzy.
– W tym roku towarzyszyłam mężowi w Borównie na zawodach jako kibic – opowiada Magda. – Wiem, że w tym sporcie bardzo dużo znaczy sprzęt. Zobaczyłam tam na własne oczy, jakimi rowerami jeżdżą praktycznie wszyscy zawodnicy. Śmiałam się do Pawła, że prawie każdy z nich (rowerów), jest droższy, niż mój samochód. Na pewnym etapie faktycznie nakłady finansowe są ogromne – przyznaje po chwili. – Ale myślę, że świetne w tym wszystkim jest to, że można zwlec się z kanapy, trochę poruszać i mieć rower niekoniecznie za kilkanaście tysięcy złotych i zmierzyć się z triatlonem, mając z tego ogromną frajdę.
Przyszłość
– Bardzo bym chciała na wiosnę pobiec Półmaraton Warszawski – wyznaje Ela. – Nie wiem, czy plan nie jest zbyt ambitny, bo maleństwa spodziewam się w lutym. Zobaczymy, jak to się potoczy. Na pewno chcę zadebiutować w połówce IM w Borównie. Cały dystans IM chcę sobie zafundować na 40 urodziny – śmieje się. – A to już całkiem niedaleko!
– Ciężko będzie komuś wstać od biurka, kiedy nic się nie robiło i wystartować w zawodach, ale na pewno nie trzeba spędzać godzin na treningach, by mieć satysfakcję i poczucie dobrej zabawy. I mówię to ja – osoba, która zawsze sądziła, że albo „wymiatasz”, albo nie startujesz. Tak nie jest, wiele osób traktuje to jako swoje osobiste wyzwanie. W tym i ja. Bo siedzę około 40 godzin tygodniowo przy biurku, a na weekendy lubię wyjechać, spotkać fajnych ludzi i jeszcze trochę się zmęczyć. Triatlonem można się po prostu bawić i ja jestem tego żywym przykładem.
Dodaj komentarz